Miasto, w którym jestem, VRINDAVAN, jest pełne świątyń. W Księdze Guinessa nr 1 na liście. Liczą się wszystkie: wielkie, nowoczesne i te stare ( 500 lat, więcej? ) oraz prywatne, tylko dla siebie, wtopione w starożytny mur albo w tajemniczy ogród.
W niektórych można spotkać np. figurę Kriszny albo Radhy mającą ok. 5 tys. lat.
Ludzie żyją tu skromnie, odprawiają rytuały, mantrują i powtarzają dziesiątki razy dziennie powitanie Radhe, Radhe, które można usłyszeć tylko tutaj. Wycieczki wiernych ciągną do świątyń.
W mieście chodzi się w tradycyjnych strojach( sari, gopi dress, dhoti).
Nie je się mięsa, cebuli i czosnku, nie pije alkoholu, kawa to rarytas, ale czaj czyli indyjska czarna herbata gotowana z przyprawami, mlekiem i cukrem – jest wszędzie. Niektórzy nie stosują nawet wody, bo czaj to herbata z dużą ilością mleka.
Piją czaj tutaj prawie wszyscy, nawet starsze dzieci. Jednak w religijnych nurtach, jak opowiada zaprzyjaźniony Hindus – wielu Wyznawców i Nauczycieli, praktykujących Bhakti Jogę, pozostaje w swoich wibracjach, bez rozweselania się czajem. Tak samo jak kawą, czekoladą…..



